niedziela, 28 lipca 2013

VII MAGNET

  Dotarli do hotelu w Sofii po półgodzinnej przeprawie przez miasto. Nie zachwycało jakoś szczególnie. Gdyby nie kilka telebimów i flag z napisem "Final Six: World League 2012, Sofia", prawdopodobnie w ogóle nie czuć byłoby siatkarskiej atmosfery.
W holu pięciogwiazdkowego hotelu rozdzielono pokoje.
- Podzielcie się na dwójki i wpiszcie na listę kto z kim jest bo nie chcę ingerować. Jeśli nic się z tamtego roku nie zmieniło to super, jeśli jednak coś to załatwcie to między sobą - Oskar odbierał klucze od recepcjonistki, której co chwila posyłał szerokie uśmiechy i podawał je chłopakom.
- A mogę do Oliwii? - zapytał niespodziewanie Nowakowski, przykuwając tym uwagę zebranych. Jedyną odpowiedzią jaką uzyskał były kpiące rechoty gdzieś między siatkarzami i sam wzrok statystyka, bo sama wspomniana wyżej była zbyt zaabsorbowana zaciętym zamkiem od torby - Dobra, jak już muszę do Kosy...
- Wspaniale. Sztab musi być po drugiej stronie korytarza, bo inne pokoje są zajęte przez reprezentację Kuby - Kaczmarczyk zebrał plik kluczy i rozdał je między resztę osób - Trenerzy do trzydziestki. Olek i doktor Sokal będą w trochę większym pokoju ze względu na sprzęt, więc wy do pokoju nr 29, ja z Mieszkiem 31, a Oliwia ma w pojedynkę. - Oskar wyjątkowo ostro zmierzył wzrokiem środkowego, który wyłapał to i wystawił mu język - Czyli trzydziestka dwójka. Jasne?
Wszyscy pokiwali głowami i ruszyli do swoich pokoi na wczesną siestę.

Siesta w szerszym rozumieniu jest to nic innego niż niebezpieczny niczym rosyjska ruletka hazard rozgrywany w obojętnie którym pokoju, byleby był czysty i przestronny, żeby było gdzie zmieścić conajmniej sześciu dwumetrowych gości. Patrząc pod tym kątem nadawał się albo pokój fizjoterapeutów albo naszej pani statystyk.
Pierwszy odpadł w przedbiegach, bo zaraz po zajęciu apartamentu Łysy Terrorysta rozwalił na środku swoją walizkę z lekarstwami i innymi śmierdzącymi rzeczami, których nikt poza sportowcami nigdy na oczy nie widział. Dlatego Igła, Zagumny, Winiarski i Kurek znaleźli się pod numerem 32, na beżowym dywanie pomiędzy kobiecymi szpargałami. Cisza towarzysząca graczom bynajmniej nie była spowodowana otwartymi szeroko drzwiami do pokoju, a wyjątkowym skupieniem.
- Makao? - zaciekawiona dziewczyna usiadła naprzeciwko drzwi, aby mieć przewiew i zwiesiła się na ramieniu wciąż obrażonego na nią Kurka, w ogóle nie próbującego się z nią pojednać.
Jeśli dalej tak pójdzie, to czuła, że odpuści. I poczeka na jego ruch, bo ma serdecznie dość fochów.
- Gramy w tysiąca  - wyjaśnił spokojnie rozgrywający ze skupieniem godnym chirurga i dodał, unosząc leniwie wzrok znad kart - No ja sto. Bambino?
Bartek roześmiał się na to przezwisko, bo po pierwsze dawno je słyszał, a po drugie już nie był najmłodszy w kadrze. Przydomek jak widać przylepił się do niego jak rzep psiego ogona, ale nikomu to nie przeszkadzało. Bardzo, bardzo chciał móc odezwać się znowu do dziewczyny i usłyszeć jej wesoły ton, ale męska duma kazała mu jeszcze trochę się z nią podroczyć. Nie żeby widok Kaczmarczyk z Andersonem go nie uraził, ale w sumie... Przecież był Bartkiem Kurkiem, asem reprezentacji Polski i mógł o nią walczyć. Na równych zasadach.
- Powiedz jeszcze raz Bambino, to zobaczymy, lisku - Bartek wyjątkowo subtelnie zaakcentował ostatnie słowo, przy okazji wzbudzając śmiech w reszcie grupy.
- Bambino idzie sto dziesięć, conajmniej - odpowiedziała za gracza Oliwia zaglądająca mu w karty, a ten wbił jej delikatnie palce w żebra.
- Duecik gracie? - Igła spojrzał rozbawiony znad swoich kart na droczącą się dwójkę.
- Możecie już się bać, mam tysiąca w jednym paluszku - odparła triumfalnie dziewczyna.
Wtedy usłyszała wibracje swojego telefonu, gdziekolwiek się znajdował. Po agresywnym wysypaniu wszystkich "potrzebnych" rzeczy z torby odnalazła go i odebrała, od razu wychodząc na balkon.
- Oliwia, boże, gdzie Ty jesteś? Wieki się nie widziałyśmy! - dobrze znajomy, wesoły głos z lekkim zawodem przesłuchiwał statystyczkę.
- Przepraszam, znamy się? Och, czy to moja dawna znajoma Julia, która lata po świecie i nie ma dla mnie czasu?
- Pewnie, to ja latam po świecie - syknęła z przekąsem przyjaciółka.
- Wczoraj Paryż, jutro Mediolan, a gdzie jesteśmy dzisiaj? - Oliwia uśmiechnęła się, odpalając papieros i zwiedzając się na metalowej barierce.
- Bułgaria, kochanie.
Z wrażenia aż zakrztusiła się dymem, choć pali nie od dziś. Musiała jechać do innego kraju, żeby spotkać przyjaciółkę na swojej drodze?
- Co ty w ogóle robisz w Bułgarii? Przecież tu nie ma nawet jednego porządnego butiku.
- Miałam sesję do katalogu. A teraz na wakacjach jestem, należy mi się! Powiem ci, że nawet ładnie w tej Rawdzie, kiedyś razem tu przyjedziemy. Pod koniec lipca lecę z powrotem do Stanów, bo robię reklamę dla Calvina Kleina - opowiadała rozemocjonowana.
To było od zawsze jej marzenie, które wreszcie udało jej się spełnić.
- A ty?
- Liga Światowa w jakiejś tam BUŁGARII - specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo, przez co w słuchawce usłyszała pisk - Nic ciekawego, Kurek jest na mnie zły, Winiar jest kochany, Bartman w rzeczywistości przeklina więcej niż myślisz, a ja podrywam Andersona. Nudy.
I wtedy fajka upadła jej na płytki balkonu, a schylając się po nią zauważyła kilka balkonów dalej otwarte okno i Justina Timberlake'a włączonego na maksymalną głośność. Czyli już wiadomo, gdzie stacjonuje reprezentacja USA.
- Ty chyba sobie żartujesz, nie wzięłaś mnie ze sobą?! Cholera, całe życie jeździłyśmy razem na wszystkie możliwe mecze, oglądałyśmy powtórki... A teraz tak ze spokojem mi mówisz, że jesteś z siatkarzami 24 godziny na dobę?! - wykrzyczała niemal na jednym tchu, po czym uspokoiła oddech i dodała - Dostaniesz kopa w tyłek, jak cię zobaczę.
- W takim razie pożegnaj się z myślą, że dam ci wejściówki na ćwierćfinał.
Chwila ciszy po drugiej stronie spowodowała wybuch śmiechu u Oliwii, która była bliska temu, by zmusić przyjaciółkę do zerwania kontraktu z agencją modelek i przyjazdu do Sofii. Żeby wszystko było jak dawniej.
- Kocham cię jak siostrę, przecież wiesz.
- Czyli rzucasz w cholerę pracę wśród chudych szkap i widzę cię tu jutro obok mnie?
- Nieee, ewentualnie mogę zostać groupie któregoś z chłopaków - zaśmiała się Julia - W którym hotelu jesteście?
- Pearl Sea - szepnęła Oliwia, jakby wyjawiała wielką tajemnicę, co w sumie nią było. A z tym wiązała się albo wielka katastrofa, albo cudowne spotkanie - Błagam cię tylko, nie zrób mi wstydu przy sztabie i nie piszcz na ich widok.
- Dziewczyno, czasy gimnazjum minęły, teraz będzie subtelny podryw! I wcale nie będzie widać, że uda trzęsą mi się na ich widok - stwierdziła Julia, śmiejąc się głośno w słuchawkę.
Wtem drzwi balkonowe otworzyły się, a zza nich wychylił się Misiek Winiarski:
- Mała, obiad - ruchem głowy przyjmujący pospieszył dziewczynę, na co Oliwia przytaknęła i powoli zakończyła rozmowę.

Pogoda w Sofii w ciągu godziny potrafiła dać się we znaki. Szczególnie, jeśli jest się po wymagającym sezonie w klubie, a następnie leci się do innego kraju, by walczyć o najwyższe cele. Praktycznie bez żadnej większej przerwy. W takich momentach człowiek oczekuje przynajmniej tego małego udogodnienia w postaci przyjemnego, słonecznego dnia. Niestety, reprezentanci krajów biorących udział w Finał Six musieli zadowolić się ulewą, która trwała nieprzerwanie od dwóch godzin. A dopiero co chcieli iść do centrum i trochę pozwiedzać...
Po obiedzie i godzinnej przerwie Polacy zaraz za Amerykanami wyjechali do hali, by odbyć pierwszy trening na obcej ziemi. Większość w ogóle nie nawiązywała kontaktu z otoczeniem, zatapiając się w kapturach ze słuchawkami na uszach. Z boku mogli wyglądać jak nie reprezentacja, bo zamiast głośnych śmiechów i weselnej muzyki puszczanej z bartmanowego boomboxa.
Jednak nie obyło się bez sensacji - Możdżiego dopadła "klątwa faraona" i nie rozstawał się z toaletą, przez co został w hotelu. Ha, szczęściarz, pomyślała 1/3 zgromadzonych.
Oliwia usiadła na wolnym miejscu zaraz za sennym Ignaczakiem, któremu najwidoczniej udzieliła się deszczowa aura i położyła torbę z laptopem na kolanach. Niedługo później zaraz obok niej znalazł się Bartek, który ni stąd, ni zowąd szepnął jedynie "przepraszam", dręcząc spojrzeniem dziewczynę. Ta bez namysłu wtuliła się w bluzę Kurka, który oparł podbródek o jej wilgotne włosy z uśmiechem na twarzy. Jak widać niewiele trzeba człowiekowi do szczęścia. O ile Oliwia traktowała chłopaka jak przyjaciela, o tyle Bartek coraz głębiej zatapiał się w miłości do niej. Nie chciał nawet myśleć co będzie po Lidze Światowej, jak przetrwa tygodnie bez niej. Czy zostanie powołana na Igrzyska? O to nie trzeba się martwić, okręciła sobie cały sztab wokół palca. Przynajmniej tyle, pomyślał.
Na miejscu wszyscy udali się do hali. Skryta w kapturze Oliwia była trudna do znalezienia w tłumie mężczyzn, jednak w budynku dostrzegł ją i dobiegł do niej Andrea Anastasi.
- Przed treningiem jest krótka konferencja z udziałem wszystkich drużyn i kapitanów. Zastąpisz Marcina?
Dziewczyna zwolniła, odgarniając kosmyki włosów z czoła. Trener zaskoczył ją tym pytaniem. Z jednej strony bardzo chciała zobaczyć jak to wygląda oczami kapitana, a z drugiej nie rozumiała jego wyboru.
- Ja? Dlaczego?
- Mógłbym wziąć Michała Winiarskiego, Krzyśka albo i Łukasza, ale sądzę, że kobieta będzie dobrze reprezentować nas na konferencji - uśmiechnął się szeroko, dodając tym samym otuchy statystyczce, która pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Taka zagrywka psychologiczna? Dobrze, w takim razie zgadzam się - powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy, który odwzajemnił trener.
- Zostaw rzeczy w szatni, chłopcy pójdą się rozgrzewać, a my zobaczymy się na korytarzu.  Dziewczyna pokiwała głową, skręcając w wąski korytarz, w którym dopiero co widziała czerwony dres reprezentacyjny. Tak jak obiecała zdjęła bluzę, powierzyła Oskarowi laptopa, chwaląc się przy okazji tym, że będzie na konferencji. Oski udawał obojętnego, ale w środku i tak gotował się, że to nie jego wybrał trener.
Asystenci FIVB przekierowali Andreę i Oliwię do średniej wielkości salki, gdzie były ustawione w półkolu długie stoły dla przedstawicieli zespołów i kilkanaście krzeseł dla fotoreporterów i dziennikarzy. Na swoich miejscach siedzieli już wszyscy pozostali trenerzy i kapitanowie, poczynając od trenera Blackwooda i Wilfredo Leona, na Bernardo Rezende i jego synu kończąc. Anderson wpatrywał się niemrawo w swoją tabliczkę z nazwiskiem, jednak gdy tylko dostrzegł tą samą sylwetkę, która oczarowała go w samolocie i kawiarni, znów czuł ciepło rozchodzące się po ciele. Dziewczyna nie dawała mu spokoju, nieustannie tworzył w głowie idealne zdania, którymi mógłby do niej zagadać. Intrygowała go swoimi niebieskimi, bacznie obserwującymi oczami, wiecznie rumianymi policzkami i uśmiechem, który mógłby oglądać całymi dniami. Uprzejmie pochylała się rozmawiając z Anastasim, uśmiechała się do zdjęć. Była ideałem, wprost chodzącym ideałem.
Oliwia wreszcie oprzytomniała i zobaczyła Matta. Czuła się jak w amoku, błyski fleszy zupełnie ją oślepiły, ale szybko zreflektowała się. Anderson nie dawał jej spokoju, co chwila śląc jej połowiczne uśmieszki. To najbardziej ją nakręcało - zostawianie nutki niedosytu, czegoś na później. Był taki tajemniczy, jak z innej planety, nie dla każdego.
- Mam nadzieję, że nie rozproszył cię do końca i trzeźwo odpowiesz na pytania.
Oliwia speszyła się, opuszczając głowę. Cholerny Andrea, wszystko wie i widzi.
- Nie wiem o czym mówisz - odparła twardo, aż wzbudziło to wybuch śmiechu u obojga - Chyba zaczynamy.
Rzeczywiście, wszyscy już byli na swoich miejscach. Dziennikarze zgłaszali się i wybierali osobę, której chcą zadać pytanie. Najdłużej odpowiadał oczywiście trener Rezende, rozpływając się nad grą polskiej drużyny i ogólnie wysokim poziomem tegorocznej imprezy. 
Oliwia ze skrzyżowanymi rękami oparta o łokcie słuchała wypowiedzi, kiedy jeden z dziennikarzy nieudolnie próbował wypowiedzieć nazwisko Możdżonek. Co znaczyło, że ma pytanie właśnie do neij.
- Marcin Możdżonek... Jak podoba się pan...i w Sofii? - dziennikarz próbował wybrnąć z sytuacji, w której nie było tabliczki z nazwiskiem Kaczmarczyk, ale to jeszcze nic. Bo przecież zamiast rosłego, dwumetrowego faceta z zarostem na twarzy siedzi tu wysoka, lecz drobniejsza kobieta. 
Wszyscy roześmiali się, a Oliwia pochyliła się nad mikrofonem, odpowiadając:
- Nie jestem aż tak wysoka, proszę pana.
Śmiechy rozległy się ponownie, idąc echem po sali. Dziennikarz zaczerwienił się, a Oliwia kontynuowała.
- Jest dobrze, czujemy się w porządku. Myślę, że szybko się zaklimatyzujemy i rozpoczniemy Final Six zwycięstwem - spokojnie odpowiedziała, rozglądając się po twarzach zgromadzonych.
- Skąd kobieta w kadrze? - zapytał następny dziennikarz.
- Z Warszawy - posłała szeroki uśmiech mężczyźnie, gdy znów dało się słyszeć śmiechy. Na głupie pytania należy odpowiedzieć... głupio. I tyle.
Konferencja minęła około dziesięciu minut później. Wszyscy wstali i zaczęli wychodzić, jednak Anderson nie spieszył się. Wyglądał, jakby tylko czekał na odejście trenera polskiej drużyny. I w istocie tak było. Zgrabnie wyczuł to Anastasi.
- Kilka minut na randkę, ale zaraz widzę cię na hali, zrozumiano?  
- Oczywiście! - Oliwia podziękowała mężczyźnie, który odszedł, a ta oparła się o stolik, przy którym dopiero siedziała. Matt powoli skierował się w stronę dziewczyny, ze skrywanym uśmiechem na twarzy. 
- Witam nową gwiazda ciętej riposty w świecie siatkówki.
- Gwiazda stara, ale dopiero rozbłysła. Dopiero jutro, na czołówkach gazet pewnie dojdzie do mnie, co dzisiaj powiedziałam - uśmiechnęła się lekko zestresowana.
- Nie przedstawiłem się, Matt Anderson. Miło mi cię poznać, wreszcie.
- Oliwia Kaczmarczyk. Też się cieszę - uścisnęła pewnie silną dłoń chłopaka - Muszę iść na trening, więc...
- Rozumiem. Wybierzesz się ze mną na spacer? - przerwał jej Anderson, patrząc jej w oczy. Naprawdę, czuła, że zaraz zemdleje.
- Jasne. Po treningu? 
- Po treningu. Przyjdę po ciebie o... 20? 
- W porządku - uśmiechnęła się widząc, jak rozbawiony do reszty Matthew dręczy ją wzrokiem - O co chodzi? 
- Bo jesteś taka spięta! Trochę luzu, konferencja się skończyła. A ja nie gryzę, chyba, że ktoś chce - poruszał brwiami, śmiejąc się od ucha do ucha.
- Oj, Mati... - westchnęła dziewczyna, spoglądając na zegarek - Naprawdę muszę już iść, Andrea mnie udusi.
- Nie pozwoliłbym na to. W takim razie do zobaczenia - pochylił się niepewnie i lekko musnął jej policzek swoimi wargami. Dziewczyna choć przez chwilę mogła powdychać perfum Matta, które były obłędne. Jak cały on z resztą. Rozpromieniony Anderson opuścił salę bocznym wyjściem.
Szkoda, że oparty o framugę Marcin Możdżonek nie wyglądał na tak zadowolonego, jak ona w tym momencie.


***
Rozmowę Oliwii z Mattem zmieniałam kilka razy, pisałam rozdział o drugiej w nocy, żeby później wstać o dziesiątej i go skończyć. Wreszcie. I teraz będzie problem, bo kogo tu wybrać, Matta czy Bartusia? No właśnie...
Przyjaciółka Julia to realna osoba, tylko pod zmienionym imieniem - pozdrawiam tą, która wie o co chodzi - i też Cię kocham! :)
Czytasz = komentuj. Naprawdę liczę na Wasze opinie.
Pozdrawiam.

6 komentarzy:

  1. Haha trzęsące się nogi i subtelny podryw? Rozdział niesamowity, Julia:*

    OdpowiedzUsuń
  2. BARTEK! ja chcę Bartka, koniecznie :< ja to bym chciała z tymi dwumetrowcami zagrać w tysiąca, nawet jakby mi się do mojego własnego pokoju zwalili.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anderson? pff... wiadomo, że Kuraś! dobre, bo polskie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Matt w akcji,lubię to ;d czekam na następny ;d pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie nowy http://eveerything-at-once.blogspot.com/ :)

      Usuń
  5. Może żadnego? Hmmm! Niech by sobie poderwała jakiegoś innego Polaka:), no ale to Ty decydujesz i przyjmę każdą decyzję:)

    OdpowiedzUsuń