Ty lubisz jak się błyska, ja lubię burzę
Chodźmy patrzeć jak deszcz odbija się od dna
Po wysłaniu wiadomości do Kubiaka postanowiłam wyłączyć telefon, by go dla zabawy wkurzyć na samym początku. Uruchomiłam komórkę dopiero gdy wysiedliśmy z Oskarem przed halą, gdzie miał odbyć się trening - no i nie myliłam się, dziesięć nieodebranych połączeń, cztery wiadomości, w czym jedna od Bartmana. Nie będę ich teraz czytać. Wrzuciłam iPhone'a do torby i ruszyliśmy w stronę budynku.
- Zdenerwowana? - Jarząbek uniósł brew i spoglądnął na mnie pytająco.
- Nie mniej niż ty. Spokojnie, nie przyniosę ci wstydu.
- Wiem. Po prostu chcę ostrzec, że niektórzy mogą wiedzieć o sytuacji z Łaską. - otworzył mi drzwi do wejścia.
- Kubiak się wygadał? - zagryzłam wargę, podnosząc na niego wzrok.
- Zbyszek. Na ostatnim treningu wspomniałem, że przyjeżdżasz, no i zaczął paplać - na widok mojej zażenowanej miny dodał - Ale luz, to nie podstawówka, nikt się śmiał nie będzie.
Parsknęłam śmiechem.
- Dzięki za podniesienie na duchu. - wycedziłam i pchnęłam drzwi.
Wtedy moim oczom ukazała się hala. Kilka tysięcy kolorowych krzesełek, dobrze znane pomarańczowe boisko, dwa wózki z piłkami, rozgrzewający się siatkarze i Andrea Anastasi we własnej osobie. Nikt nie zwrócił na nas uwagi, dopiero gdy Kaczmarczyk gwizdnął, w naszą stronę uniosło się kilkanaście par oczu. Cały czas czułam na sobie ich wzrok, trochę mnie to krępowało. Czułam się jak obraz wiszący w muzeum. Na szczęście zaraz dopadł mnie prezes Przedpełski, który o nic nie pytał i delikatnie pchnął moje ramiona w stronę wejścia do biura. Przy okazji paplał coś o tym, jaki jest szczęśliwy, że wreszcie statystyki będą lepiej dokończone i nie szczędził mi słów uznania, które usłyszał za granicą. Lekko zakręcona usiadłam na fotelu przed biurkiem i pod nos podsunięto mi papiery tak, jakby jak najszybciej chcieli mieć to za sobą. Uważnie przeczytałam umowę. Dogodne warunki pracy (możliwość podziwiania siatkarzy z bliska, ach jaka ze mnie szczęściara!), dobra płaca, przy okazji podróże i praktycznie rozrywka non-stop. Z uśmiechem podpisałam kontrakt i podziękowałam mężczyźnie, snując typową gadkę w rodzaju "miło mi, że pan we mnie wierzy, ple ple ple". Szybko poszło. Zamknęłam za sobą drzwi i odwracając się uderzyłam w coś twardego. Oszołomiona uniosłam wzrok - któż to mógłby być, jak nie człowiek, który chodził za mną jak cień, dogryzał na każdym kroku, bez przerwy zawracał głowę swoimi tekstami na podryw, a jednocześnie sprawiał, że po prostu chciało mi się chodzić do pracy? El Dzik. W koszulce bez rękawów z logiem sieci komórkowej. Nawet ładnej.
- A przepraszam to gdzie? - wyrzuciłam z siebie słowa jak z armaty, rozmasowując obity nos.
- Sama na mnie wpadłaś i oczekujesz przeprosin? Chyba żartujesz, kobieto. Poza tym nie odbierałaś telefonów. - wypomniał mi, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Telefon mi padł, a ładowarka została w Londynie.
- Znudziło ci się tam, czy znów poznałaś kogoś, kto cię kochał, a ty uciekłaś? - z dziwnym, cwaniackim uśmieszkiem przyglądał się mojej reakcji.
- Nic się nie zmieniłeś, szczeniaku. - prychnęłam i dosłownie czułam, jak moje dłonie rwą się do przyłożenia temu kretynowi. Ale jak na damę przystało ominęłam go i pewnym krokiem wróciłam na halę.
Po chwili dopadł mnie Anastasi. Przedstawił mi się i chwilę porozmawialiśmy o błahych sprawach, ale gdy miałam już odchodzić, powiedział cichym, spokojnym głosem:
- Po raz pierwszy mamy kobietę na pokładzie. Nie daj się omotać, bella. - i poklepał mnie po ramieniu, za co serdecznie mu podziękowałam.
Najprostszy gest wykonany przed najmniej znanego mi tu człowieka potrafił wzmocnić duchowo i dodać otuchy. Naprawdę zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Oglądając go w telewizji nigdy nie przypuszczałam, że na żywo może być tak czarującą osobą. Patrząc na niego widziałam zatroskanego ojca, ale też surowego nauczyciela. Perfekcyjnie wykonywał swoją pracę, która - śmiem twierdzić - sprawiała mu wiele radości, satysfakcji i wprawiała w nastrój spełnienia. Byłam pewna, że jeszcze długo czasu zajmie mi rozszyfrowanie tego mężczyzny, ale przecież nikt mnie nie goni?
- Gdzie pracowałaś wcześniej? - Igła usiadł obok krzesełka, na które rzuciłam torbę i zatopił usta w plastikowej butelce z wodą.
- Na początku w Jastrzębskim Węglu, potem trochę za granicą. - odparłam, dotrzymując mu towarzystwa przy - tak zwanym - wodopoju.
Dołączył do nas Bartman, przykucnął przede mną i śmiejąc się powiedział do Krzyśka:
- Zaniżała mi skuteczność w ataku, cwaniara. - syknął żartobliwie i sięgnął po napój energetyczny.
- Och, Zbysiu, może po prostu nie jesteś taki dobry? - wyszczerzyłam się w jego stronę, a Igła roześmiał się głośno i odszedł, mamrocząc pod nosem, że mógł to nagrać.
Chwilę później krąg wspólnego uwielbienia opuścił też Zibi. Po hali rozlegało się odbijanie piłki i pisk sportowych butów, ocieranych o parkiet. Gardini co chwila spoglądał na zegarek, kląc pod nosem, a po chwili dopadł Andreę Pierwszego i zaczęli żywo dyskutować. Wyłapałam pojedyncze słowa - Nowakowski, Wrona, assente. Rzeczywiście! Nigdzie nie było Pita i Andrzeja. Z tych wszystkich emocji zapomniałam, że oni też są w reprezentacji. I do mózgu doszły mi kolejne wiadomości - nie napisałam do nich, że przyjeżdżam. Nie odezwałam się, co u mnie. W ogóle nie dałam żadnego znaku życia.
A przecież swojego czasu się przyjaźniliśmy. Fakt, dosyć dawno temu, ale to nie zmienia tego, że jednak powinnam coś z naszą relacją zrobić. Na przełomie gimnazjum i liceum, kiedy jeszcze grałam w siatkówkę, spotkaliśmy się na turnieju w Częstochowie. Oni już się wtedy przyjaźnili, ja doszłam jakoś po tym, kiedy na sparingu Andrzej doznał kontuzji, a że siedziałam zaraz za krzesełkami zawodników, użyczyłam mu torebki z lodowym okładem. No i zaczęliśmy rozmawiać, później wieczorem na kolacji siedzieliśmy razem, dołączył Pit. Wolne chwile spędzaliśmy w trójkę, ale gdy czas był wracać do domu, wymieniliśmy się telefonami i obiecaliśmy wspólny kontakt. Później Wrona zerwał ze swoją ówczesną dziewczyną. Dowiedziałam się o tym od niego samego, w mailu, który mi przysłał kilka lat temu. Bardzo możliwe, że jeszcze się uchował w mojej zaśmieconej skrzynce.
Nie do wiary, ile spraw spieprzyłam. Ile przyjaźni i znajomości się zepsuło. A to wszystko nie jest winą mojego zaniedbania, ale po prostu biegu czasu - dorastając każdy z nas zaczyna martwić się o siebie, o swoją przyszłość. Nie ma już czasu na szczeniackie gierki i wypady, zaczyna się wyścig szczurów o pozycję, awanse i nagrody. W trakcie zapominamy o tym co było, liczy się to, co jest i to, co będzie. Dopiero w wolnych chwilach, z odłączonym internetem i brakiem zasięgu w telefonie, kiedy nie skupiamy się na rachunkach i biznesie, dociera do nas tak naprawdę, jak wiele się zmieniło. Niezależnie od naszego nastawienia - cały czas świat idzie do przodu. Jeszcze wiele rzeczy się zmieni. Może z początku niezauważalnie, ale pod koniec zdamy sobie sprawę, jak cholernie ignorowaliśmy to wszystko.
Z rozmyślań wyrwał mnie odgłos trzaśnięcia drzwi i wbiegnięcie na boisko. A później rozległy się przeprosiny i wyjaśnienia powodu spóźnienia. Bo nie był to nikt inny, jak wyżej wspomniani siatkarze - Andrzej Wrona i Piotr Nowakowski.
- Trenerze, paliwa nam zabrakło na Floriańskiej, później musieliśmy dopchać do stacji, ale że było późno i nawet nie daleko, to dobiegliśmy. - Andrew machał rękami jak postrzelony i zziajany opowiadał zaistniałą sytuację.
Trener z uniesionymi brwiami słuchał uważnie ich opowieści i nie wykazywał żadnej oznaki zdenerwowania. Wydawało mi się nawet, że go to trochę bawi.
- Ale szef tej stacji zaczął się rzucać trochę, bo tu nie można stawać i tak dalej - kontynuował Piotrek - tylko, jak zobaczył, że jesteśmy z reprezentacji, a tą stacją był Orlen, to nam pozwolił. - z uśmiechem dokończył i rzucił torbę koło mojego krzesła. Kiedy już mnie zobaczył, szturchnął Andrzeja zajętego rozmową z Gardinim i krzyknął, jak zaczarowany - Oliwia?!
- MKS Sparta Warszawa, kochanie. - wstałam i rzuciłam się im w ramiona, po czym zaczęliśmy skakać jak niedorozwinięci i śmialiśmy się głośno.
Kurek złapał piłkę w locie i zaczął obserwować nas wszystkich z resztą kadry siatkarzy. Na ich twarzach gościł uśmiech, nawet na zachmurzonym lico Kubiaka. Gdy już się uspokoiliśmy, Andrea Drugi machnął ręką i powiedział, że ten trening nie ma sensu. Wszyscy się z nim zgodziliśmy. Żygadło zgodnie stwierdził, że nową "zdobycz" kadry trzeba ochrzcić i pół godziny później siedzieliśmy w minivanie rozgrywającego, który wiózł nas do siebie.
- Ja już nie piję. - skrzywiłam się, trzymając w ręku kieliszek.
- I tego właśnie słyszeć nie chciałem. - Barman Bartman pogroził mi palcem i nakazał nie wybrzydzać.
Rozległo się chóralne "Na drugą nóżkę", więc posłusznie opróżniłam naczynie i popiłam trunek sokiem jabłkowym. Moja twarz momentalnie przybrała wyraz rozpaczy. Winiarski poklepał mnie po plecach dla otuchy, a ja uniosłam ręce w geście rezygnacji i postanowiłam trochę nabrać świeżego powietrza. Z dużego balkonu Łukasza rozlegała się panorama stolicy, teraz skąpana w świetle reflektorów aut na ulicy. W kieszeni znalazłam papierosa i zapalniczkę. Oparłam się o barierkę i spoglądając w dół zaciągałam się tytoniem.
Ktoś otworzył drzwi i wyszedł za mną.
- Samobójstwo? - Kubiaczyna oparł się o metalową rampę i popatrzył na mnie.
- Chciałbyś. - skwitowałam cichym, trochę zachrypniętym od zimnej wódki głosem. Po chwili, pewnie od tych procentów w głowie, zapytałam - O co ci, kurwa, chodzi?
- W sumie to o nic. Ale miło by było wiedzieć, czemu wtedy wyjechałaś. Łasko strasznie po tobie cierpiał.
Ze złości aż zachłysnęłam się dymem.
- Że co? Że niby on cierpiał? O czym ty mówisz? - wyprostowałam się i mimo tego, iż zostało mi dobre pół papierosa w dłoni, zgasiłam go i rzuciłam w dół - Nigdy więcej nie waż się poruszać tego tematu. Gówno wiesz, Michał.
- To trochę inaczej wygląda od strony faceta, więc nie pieprz mi tu o wiedzy. - ostro warknął, ale momentalnie się uspokoił, chodząc w kółko. - On tęsknił, bardzo tęsknił.
- A ty kim jesteś? Psychologiem, kurwa, drużyny? Nie właź w nie swoje sprawy, bo na dobre ci to nie wyjdzie.
- Intelektualistko, ja się z nim przyjaźnię! A teraz następna zagadka - komu się zwierzał? Mnie. Dwa dni po Twoim wyjeździe wparował do mnie, wyglądając jak siedem nieszczęść, z wódką w kieszeni i koniakiem w ręce. - rozemocjonowany przyjmujący machał rękami chcąc pokazać, jaki jest zdenerwowany. - Weź nie myśl tylko o sobie.
Ukryłam twarz w dłoniach i powiedziałam, z zawodem w głosie:
- Nie wierzę, co ty tutaj mówisz. On cię do mnie przysłał? Pewnie już się pochwaliłeś, że przyjeżdżam? Gratuluję, kurwa.
- Owszem, wie. Bo chyba powinien.
Totalnie skołowana, bez jakiegokolwiek poczucia stabilności, oparłam się o ścianę i zjechałam w dół, siadając. Poczułam, że wszystkie moje bariery emocjonalne puszczają. Tak jakby moją głowę i całe ciało zalewała fala bezsilności. Bardzo, bardzo cicho, tak, żeby nie poznał, że coś jest nie tak, powiedziałam:
- To była tylko i wyłącznie jego wina.
- Tak jest prościej powiedzieć, nie? - kucnął obok mnie i spojrzał mi w oczy. Kiedy zorientował się, że płaczę, podał mi chusteczkę.
- Ta rozmowa zmierza do nikąd. - skwitowałam, ocierając łzy. Zgniotłam ją i schowałam do kieszeni bluzy.
Michał widząc, że nic już więcej nie powiem, wszedł do środka, skąd można było usłyszeć kolejne weselne kawałki puszczane przez DJ'a Winiarskiego.
Kilka chwil później, kiedy już wiedziałam, że wyglądam w miarę jak człowiek, wróciłam do chłopaków i zaczęłam znów pić. Świeże powietrze i rozmowa z Kubiakiem, niczym zimny kubeł wody pozwoliły mi trochę wytrzeźwieć. Nie zwracałam uwagi na tego kretyna, nawet nie wiem kiedy wyszedł. Kilka razy przyłapałam go, kiedy patrzył na mnie z troską w oczach. Potem, już nie byłam w stanie odczytać jego myśli. Dotrzymywałam wszystkich kolejek i poszłam spać jako ostatnia ze wszystkich. Wtulona w równie naprutego Piotrka.
***
Jako, iż skręciłam kostkę i leżę w domu z gipsem, postanowiłam napisać drugi rozdział. Nie jestem z niego zadowolona, bo jestem zwolenniczką raczej wolnej akcji, a ta część jest strasznie zakręcona. No ale to wszystko przyszło do mnie w trakcie pisania i nic na to poradzić nie mogłam.
I proszę Was, słonka, o opinie. Bo sama nie wiem, czy piszę dobrze i Wam się podoba. Bardzo jestem ciekawa, kto to w ogóle czyta. :)
Pozdrawiam.
Podoba mi się, będę wpadać :D
OdpowiedzUsuńA w wolnej chwili zapraszam do siebie: http://walcze-bo-warto.blogspot.com/ ;)
A! I szybkiego powrotu do zdrowia! ;)
KOMBAJN! <3 wielkiego plusa masz. powiem coś więcej pod następnym rozdziałem :)
OdpowiedzUsuń