wtorek, 25 czerwca 2013

V PERSONIFICATION

There's no sea left for me,
And how the sky gets heavy
When you are underneath it
Oh, I want to sail away from here

Jak na miłą siostrę przystało nie trzasnęłam drzwiami, nie zostawiłam butów w pozycji, która mogłaby utrudnić normalne przemieszczanie się po przedpokoju i kulturalnie skierowałam się w stronę łazienki. Wtedy najlepszym wyjściem było przeczekanie okresu nadmiernego wzburzenia emocjonalnego mojego brata, dlatego nie wchodziliśmy sobie w drogę i po prysznicu poszłam od razu do łóżka.

- Ty się gdzieś wybierasz?
Godzina dziesiąta. Brat powitał mnie mile, oglądając moje zmagania z niesfornymi kosmykami włosów, które starałam się ułożyć.
- Mam spotkanie. - odparłam tajemniczo, lustrując mój wygląd w odbiciu lustra. Beżowe baleriny, duża, skórzana torba w tym samym odcieniu, błękitna spódniczka i biały podkoszulek. Uznałam, że wyglądam przyzwoicie i odwróciłam się, kierując się do wyjścia. Jednak drogę zagrodził mi Oskar.
- Przepraszam, że wczoraj byłem wredny. - skrzyżował ręce na piersi - Martwię się po prostu, jak się zaklimatyzujesz w nowym otoczeniu i... W ogóle jakoś tak. Młodsza jesteś i tyle.
Uśmiechnęłam się na jego słowa, bo nie lubię kiedy długo się na siebie gniewamy. Mimo naszych kłótni i ciągłych wzajemnych dogryzań, oddalibyśmy za siebie wszystko.
- Wybaczam. A teraz zejdź mi z drogi, bo zaraz zemdleję ze stresu.
Uniósł brwi pytająco.
- Umówiłam się z Michałem... - do głowy zapewne przyszedł mu Kubiak, bo zrobił jeszcze większe oczy. Na szczęście szybko wyjaśniłam, o kogo chodzi - Łaską.
- No co ty?! - roześmiał się głośno - O czym będziecie rozmawiać? Oliwia, wiesz co robisz?
- Oskar, nie pomagasz mi. Chcemy sobie wyjaśnić parę rzeczy. Będzie dobrze. - zapewniłam brata i chwyciłam jego kluczyki od auta leżące na komodzie. - Zobaczymy się na meetingu w Ministerstwie.
Skinął głową niepewnie, odprowadzając mnie wzrokiem do drzwi. Puściłam mu oczko, żeby dodać otuchy jemu i jednocześnie mnie samej. Bo nogi trzęsły mi się niemiłosiernie.
Zajechałam czarnym volvo pod wskazaną przed Michała kawiarnię i już z parkingu widziałam jego sylwetkę siedzącą przy stoliku i pochyloną nad telefonem. Poczułam niemiły ucisk w brzuchu. Wszystkie wspomnienia wróciły... Nie pozwoliłam łzom na wypłynięcie z oczu, nie teraz.
- Weź się w garść, pokaż mu co stracił. - szepnęłam, wychodząc z auta.
Nagle dostrzegłam, że Łasko zauważył mnie i posłał mi ciepły uśmiech. Jeszcze bardziej się zdenerwowałam, przez co ciut za mocno zatrzasnęłam drzwi i tym samym przycięłam sobie spódnicę. A auto automatycznie się zamknęło.
Czy muszę wspominać o tym, że kluczyki zostały w stacyjce?
- Ja pierdolę... - uderzyłam dłonią w dach, zastanawiając się, jak można być takim głupim. Dosłownie nie dowierzałam, jak mogłam zapomnieć o kluczykach! - Brawo.
 Szybciutko odnalazłam telefon w torbie i zadzwoniłam do Oskara. Nerwowo wyjaśniłam mu co się stało, a ten chyba zszedł tam na zawał, bo to jego ukochane auto. Zagryzając wargę czekałam na wyrok.
- Wezmę zapasowe i po treningu je odbiorę, na razie niech tam stoi. - westchnął.
Z ulgą odpowiedziałam mu, jak bardzo go kocham i rozłączyłam się, aby uporać się z następną z przeszkód - spódnicą, którą tak lubiłam.
- Pomóc ci?
Serce skoczyło mi do gardła ze strachu. W kilka sekund Michał znalazł się obok mnie i z troską, ale też rozbawieniem, kucał przy drzwiach auta.To wszystko działo się zdecydowanie za szybko i za intensywnie. Od naszego ostatniego spotkania nawet nie zmienił perfum...
Boże, facet mojego starego życia klęczy u moich stóp niezdarnie wyszarpując część ubrania z drzwi, a ja stoję jak zamurowana.
- Bez tego chyba się nie obejdzie. - poczułam jak się czerwienię. Żeby tylko on tego nie widział... Widział. I uśmiechnął się równie powalająco jak kiedyś.
Jeszcze przez chwilę starał się wyciągnąć zatrzaśnięty kawałek materiału. Po chwili poczułam rozluźnienie - udało mu się, jednak nie bez strat. Dół był wyraźnie postrzępiony i zabrudzony czarnym smarem.
- Dzięki. - wydukałam nadal lekko zawstydzona postępem sytuacji i uniosłam wzrok.
Nastała niezręczna cisza, którą Łasko nieporadnie przełamał pytaniem:
- Idziemy do środka?
Skinęłam głową. Skierowaliśmy się do wejścia. Jak na dżentelmena przystało Michał otworzył mi drzwi, a przy stoliku pomógł z odsunięciem i zasunięciem krzesła. Po przyjściu kelnera zamówiliśmy sobie po kawie.
Nadal spięta badałam opuszkami palców drewnianą strukturę stolika, gdy uniosłam wzrok i napotkałam wpatrzone we mnie oczy Michała. Dosłownie świdrował mnie nimi na wylot.
- Pięknie wyglądasz. - odparł, opierając się na łokciach o stolik.
- Chyba nie o tym powinniśmy rozmawiać.
- Tak, wiem. - kelner przyniósł nasze zamówienie. - Nie mogłem więcej czekać w niepewności. Chciałbym, żeby było jak dawniej, ale nie wiem na czym stoję...
Jego smutny wzrok dźgnął moje sumienie. Nie, cholera! Nie wybaczę mu tak prędko.
- Jastrzębie, nowa praca, nowi znajomi, oddalenie od rodziny, potem poznanie ciebie, jedne z najpiękniejszych chwil mojego życia. - uśmiechnął się na te moje słowa, nie spuszczając ze mnie wzroku - Później kubeł zimnej wody, rzucenie wszystkiego przez pieprzoną Włoszkę. To trochę za dużo, nie sądzisz?
- Wiem, że źle zrobiłem. Myślałem nad tym dużo i...
- Nie, poczekaj do cholery. - wycelowałam w niego palcem, czując narastającą złość. - Ta sytuacja zniszczyła moje poukładane życie. Ty je zniszczyłeś, Michał.
Łasko spuścił wzrok, wzdychając. Ponowny widok jego oczu bez nadziei dobije mnie do końca.
- Oliwka, posłuchaj. Wiem o tym wszystkim, co teraz do mnie mówisz. - ściszył głos. - Gdyby nie moje zachowanie, teraz leżelibyśmy na plaży na Sycylii z okazji podróży poślubnej.
- Nie mów mi więcej Oliwka. Nie mam dziesięciu lat. - mruknęłam, upijając kawę. Chciałam wypełnić sobie czymś usta, bo czułam, że jeszcze chwila i wypowiedziałyby coś, czego mogłabym żałować.
- W porządku. - zacisnął usta w cieniutkie kreski. - Nie chcę się kłócić, nigdy tego nie lubiłem. Przecież doskonale o tym wiesz.
- Chcesz zmiękczyć mi serce przez udowadnianie mi, jak dobrze i długo cię znam? Sprytnie. - przyznałam, unosząc brwi nadal mocno wkurzona.
Michał oparł się łokciami o stolik i powoli zmierzwił włosy, myśląc intensywnie. Przestrzeń między nami zmniejszyła się do minimum.
- Jeśli teraz powiem ci coś, to wysłuchasz tego w milczeniu?
Spuściłam wzrok i nadstawiłam uszu, kiwając krótko głową.
- Zrobiłem wiele błędów w swoim życiu. Kilkakrotnie zmieniałem miejsce zamieszkania, podążając za swoją jedyną wtedy miłością. Ona zajmowała mi trzy czwarte mojego czasu, sprawiała radość i przyjemność. Byłem szczęśliwy bez tej wyjątkowej osoby obok siebie. Ale miałem siatkówkę, właśnie tą miłość. - uśmiechnął się wręcz niezauważalnie. - Była na pierwszym miejscu, może to i głupie, ale nawet ponad rodziną i przyjaciółmi. Poświęciłem dla niej całe swoje dotychczasowe życie. Kiedyś szkoła, obiad, trening, nauka, teraz trening, obiad, trening, siłownia, dom. Byłem zbyt zmęczony, żeby wybrać się do kina, albo nawet na randkę. Po co wybierać się gdziekolwiek z kimś, kogo nawet w połowie nie kocham tak jak sportu?
Słuchałam Michała w zamyśleniu. Tysiąc myśli na minutę chciało uciec z ust i zaistnieć, ale obiecałam nie przerywać. Najgorsze, że to co mówił, trafiało do mnie niesamowicie.
- Kolejny raz przeprowadziłem się, nowe mieszkanie, meble i inne głupoty. Miłość podróżowała ze mną, ale nie rozmawiała, nie kochała mnie ze wzajemnością, nie doradziła ani też nie pocałowała. I wtedy spotkałem ciebie. Stałaś się moim ucieleśnieniem siatkówki. Kocham cię tak mocno, jak ją, a to znaczy cholernie wiele.
Zagryzłam wargę, patrząc w oczy Michała. Mówił zupełnie poważnie, a ja go rozumiałam. U wszystkich sportowców ich dziedzina jest na pierwszym miejscu w hierarchii wartości i to trudne, żeby zastąpić ją czymś innym. Łasko musiał kochać mnie naprawdę mocno, skoro uplasował mnie na równi z jego ukochanym sportem.
Nie ważne jak płytko to brzmi.
Nie wstrzymałam się od płaczu. Łzy pociekły mi po policzkach. Wstydziłam się teraz płakać, po tym jak na niego nawrzeszczałam, więc odruchowo ukryłam twarz w dłoniach i wstałam. W ostatniej chwili zabrałam torebkę z krzesła i wybiegłam na zewnątrz, przyciągając uwagę klientów kawiarni.
Na chodniku rozkleiłam się jeszcze bardziej. Michał wybiegł za mną, od razu przyciągając mnie do siebie i mocno obejmując ramionami. Oparł brodę o moje czoło, szepcząc, żebym się uspokoiła.
A ja nie mogłam. Bo przed oczyma widziałam smutne oczy Michała, który próbował mi wszystko wytłumaczyć, a ja byłam na to ślepa.
- Przez te wszystkie dni, w których nie było ciebie obok mnie, czułem się jak dawniej. Pusty. - ujął moją twarz w swoje dłonie i patrzył mi głęboko w oczy, a ja nie wyrywałam się, choć wstyd rozrywał moje serce. Zachowałam się jak kretynka.
Wtedy pocałował mnie delikatnie, oczekując odpowiedzi. Odwzajemniłam pocałunek, długo nie odrywając od niego swych ust. Smakował tak jak kiedyś. Pogłębialiśmy z każdą chwilą namiętność pocałunku, jednak głos rozsądku kazał mi na chwilę się wstrzymać.
Ale jak można się wstrzymać, kiedy wreszcie od niepamiętnych czasów czuję się przy kimś bezpiecznie?
- Nigdy więcej nie zrobię czegoś, przez co mógłbym cię stracić. - pocałował mnie w czoło, a ja rozbita oparłam się o jego pierś.
Trwaliśmy tak do czasu, gdy nie zadzwonił mój telefon. Leniwie odnalazłam go w torebce i ujrzałam na wyświetlaczu numer Piotrka Nowakowskiego i kilkanaście nieodebranych połączeń od innych zawodników.
- Muszę odebrać, coś się stało. - Łasko pokiwał głową i skrzyżował ręce na piersi, czekając cierpliwie. - Halo, Piotrek?
- Wreszcie odebrała! - krzyknął Pit do kogoś z daleka i następnie zwrócił się do mnie - Oliwia, gdzie ty jesteś?
- Na Puławskiej, boże, co się dzieje? - podniosłam głos, słysząc krzyki i jęki w tle.
- Andrzej zerwał ścięgno Achillesa i jedziemy do szpitala. - wyjaśnił niespokojnie.
- Cholera jasna... - jęknęłam patrząc przestraszona na nic nie rozumiejącego Łaskę.
Andrzej bardzo dobrze radził sobie na treningach i idealnie zgrał się z Pitem. W Spale Andrea odbył rozmowę z Marcinem Możdżonkiem, któremu z kolei spadła forma. Reagował zbyt późno, nie kończył piłek, kolejno wysyłając je w aut. Do tego jako kapitan nie potrafił pobudzić drużyny, ale to już inna historia. Jeśli ma się Krzyśka Ignaczaka w pierwszej szóstce nie potrzebne są żadne inne wspomagacze.
- W którym jest szpitalu? - zapytałam szybko.
- Jedziemy do Bielańskiego. Łukasz zaraz po ciebie będzie. Muszę kończyć, pa - Nowakowski rozłączył się, a ja przeczesałam włosy palcami układając sobie wszystkie wiadomości w głowie.
- O co chodzi? - zapytał Michał, marszcząc brwi.
Nagle z piskiem opon pod kawiarnię zajechał Łukasz Żygado. Nie tłumacząc wiele włoskiemu siatkarzowi, pocałowałam go w policzek i rzuciłam na odchodnego:
- Wrona trafił do szpitala, muszę już jechać. - otworzyłam drzwi do auta rozgrywającego, patrząc na zamurowanego Łaskę - Zobaczymy się niedługo, obiecuję.
Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co musiał poczuć Michał, kiedy wsiadłam do auta innego mężczyzny.


W aucie nie rozmawialiśmy wiele. Łukasz starał się mnie pocieszać, bo z nerwów niemiłosiernie trzęsły mi się nogi i nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Rozkazał mi zaopiekować się Andrzejem, bo sam musi wracać do domu, do żony. Gdy byliśmy już na miejscu, wystrzeliłam z auta jak z procy i dosłownie pognałam do recepcji, by zapytać o numer sali. Podczas gdy maltretowałam recepcjonistkę, aby pozwoliła mi wejść na ostry dyżur, obok mnie stanął Kubiak. Złapał mnie za ramiona i odciągnął spokojnie na krzesło. Obok siedzieli Andrea #2, Piotrek, Michał Winiarski i Drzewiec. Kubi zajął miejsce obok mnie.
- Matko Boska, nie martw się. Wszystko będzie w porządku. - uśmiechnął się ciepło i zmierzwił mi włosy, jakby chciał podnieść na duchu i mnie i siebie jednocześnie.
- Oboje wiemy, że to może wybić mu z głowy siatkówkę na kilka miesięcy, albo nawet i rok. - odpowiedziałam twardo - Przecież to będzie dla niego jak samobójstwo...
- Nie dramatyzuj. Nabawił się kontuzji, to teraz ma. - Marcin wpatrywał się tępo w drzwi, za którymi znajdował się Andrzej.
- Nie jest ci go szkoda? - zapytałam, marszcząc brwi.
- Nie. Ktoś będzie musiał go teraz zastąpić...
Nie wierzyłam własnym uszom. Głos rozsądku kadry, największy dyplomata wśród siatkarzy i człowiek, którego podziwiałam za kulturę i szacunek do drugiego człowieka teraz, wcale tego nie ukrywając, cieszy się, że jego kolega z drużyny został wyeliminowany z meczy! Prychnęłam, rzucając kpiąco do środkowego:
- Mam nadzieję, że Kosa godnie go zastąpi.
Kubiak uniósł brwi i zaśmiał się,a ja zacisnęłam wargi i oparłam się, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Nagle w drzwiach od gabinetu lekarskiego stanął Andrea Anastasi z niewesołą miną na twarzy. Podrapał się po głowie i powiedział:
- Wygląda na to, że Andrzej nie pojedzie do Bułgarii. - zabrał bluzę z krzesła w poczekalni. - Ma założony gips i ostatecznie eliminuje go to z wyjazdu.
Wstałam i podeszłam do drzwi, zaglądając troskliwie do środka. Wiedziałam, że Wrona nie jest teraz - lekko mówiąc - w dobrym humorze, ale nie chciałam zostawić go teraz samego. Szepnęłam do Andrei:
- Zajmę się nim.
Na te słowa trener poklepał mnie delikatnie po plecach i uśmiechnął się ciepło. Na pewno nie był zadowolony z tej sytuacji, ale nie mógł obwiniać za to ani siebie, ani Andrzeja. Ot, po prostu przykry wypadek, który zdarza się najlepszym sportowcom.
Ominęłam Anastasiego i weszłam cicho do sali, gdzie na łóżku leżał poszkodowany środkowy. Nie zauważył mnie, gdyż miał oczy zasłonięte dłonią i milczał niebezpiecznie, gdy w drugim pomieszczeniu lekarz wypisywał zwolnienie.
- Hej, nie łam się, będzie w porządku. - sama nie wierząc do końca w to co mówię powiedziałam z udawaną pewnością siebie i zdjęłam dłoń z twarzy Andrzeja. Miał oczy zupełnie bez nadziei.
- Oliwia, ty nie wiesz co to znaczy rozstać się z czymś, co tak bardzo kochasz. To jest pieprzony sens mojego życia, rozumiesz? - westchnął ciężko zdenerwowany - Nie wiem co będę robił teraz sam.
Usiadłam na kraju łóżka i spojrzałam na zajętego doktora.
- Już miałam dzisiaj gadkę o siatkówce i o kochaniu, więc... - wtedy poczułam wibracje w torebce.
Był to sms od Nowakowskiego o treści "McDrive jak kiedyś? Czekam pod wejściem ;)"
Uśmiechnęłam się i odparłam wesoło:
- Bierzemy papierki, podpisujemy dokumenciki i jedziemy coś zjeść.
- Nie jestem głodny. - odburknął Wrona, siadając powoli.
- To dotrzymasz nam towarzystwa, bo my bardzo. - odebrałam zwolnienie od doktora i wyszliśmy powoli, Wrona o kulach. Podtrzymywałam go za ramię, ale dawał radę kuśtykać sam.
- Jakie "my"?
- Ja i nasz stary, dobry przyjaciel Piotruś.



***
Boże, jaki ten rozdział jest bez sensu.  Cztery porażki z rzędu, a ja uważam, że to kara boska za zwolnienie naszego Łysego Recydywisty. Serio! W skrócie - wróciłam do świata fanfica, mam nadzieję, że nie męczyliście się bardzo czytając te wypociny.
Pozdrawiam :)

4 komentarze:

  1. Męczyłam się czekając na nie a nie je czytając! Cieszę się, że wróciłaś! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. o, nareszcie! jakoś tak nie jestem przekonana do odnowienia zaufania Oliwii do Łaski.

    OdpowiedzUsuń
  3. ŻYJESZ KOCHANA ŻYJESZ!!!!!!! STĘSKNIŁAM SIĘ ZA TOBĄ!
    jeju, biedny Andrzej :ccc i kurde, ciekawi mnie, co dalej z Łaską. ja to bym raczej brała się za jakiegoś innego. "second chances doesn't matter, people never change"

    OdpowiedzUsuń
  4. cudownie piszesz ! czyta się tak lekko, Twój styl jest wyśrodkowany - ani potoczny, ani przesadnie przekoloryzowany. mam nadzieję, że wróciłaś na dłużej, bo po przeczytaniu tych pięciu rozdziałów czuję ogromny niedosyt :) powodzenia !

    OdpowiedzUsuń