Ostatnie dwa tygodnie mijały nam wszystkich dosyć ciężko i chyba nikt nie mógł powiedzieć, że mu się nudzi. Siatkarze wylewali siódme poty na boisku, sztab nieustannie zmagał się z bólami mięśni i koniecznością masaży, jedynie Oskar mógł liczyć na chwilę odpoczynku, gdyż - z dobrego serca - postanowiłam go trochę wyręczyć. W międzyczasie udaliśmy się do Spały, by przez cztery dni jeszcze lepiej przygotować się do wyjazdu na turniej.
W ten sposób całe moje życie zostało podporządkowane pod siatkówkę. Gdy Julia przyjechała na dwa dni do Polski, ja byłam w Spale i nie mogłam się wyrwać. Wieczory, które kiedyś spędzałam przy filmach, kanapie i jedzeniu, zamieniłam na bieganinę za chłopakami, pracę przy laptopie i multum wypalonych paczek papierosów. Co w sumie nie było takie do końca złe. Sport, który dawał mi w przeszłości tyle satysfakcji, na nowo zaprzątnął mi głowę. Czułam się jak w amoku, ale wciąż stabilnie.
- Oliwia, wyślij mi te dane z wczoraj. - Oskar dosiadł się do mojego stolika ustawionego obok trenera i otworzył laptopa.
- Teraz mam przerwę, będę osiągalna dopiero za... - urwałam, przegryzając jabłko - Dziesięć minut.
- No ale tak szybko, muszę to mieć teraz!
- Przepraszam, braciszku, siła wyższa. - westchnęłam, rozkładając ręce z przebiegłym uśmiechem.
- Ja pieprzę... - fuknął.
Postanowiłam wycofać się z zagrożonego terenu i odrzekłam, iż idę się przewietrzyć. Swoją drogą klimatyzacja na hali działa, ale nadal czułam się jak w szklanej bańce ze sztucznym powietrzem przygotowanej dla kosmitów.
Ominęłam rozciągającego się Zbyszka, który w ostatniej chwili wyciągnął się jak długi i uszczypnął mnie w udo. Obróciłam się na pięcie.
- To kiedy u mnie? - zawołał z daleka, czym zwrócił uwagę pozostałych.
- Na razie czekam pod halą, skarbie!
Wychodząc słyszałam jeszcze gwizdy reszty zawodników, na co uśmiechnęłam się pod nosem. Kocham tę robotę.
Usiadłam na ławeczce zaraz obok wejścia i zwinnie wyszukałam zapalniczkę i nieodłącznego jej przyjaciela - papierosa. Pogoda dopisywała, słońce mile przygrzewało, lecz gorące powietrze było przerzedzone chłodnym wiatrem. Z oddalonej o kilkaset metrów ulicy dało się słyszeć klaksony i jęk hamulców, które na stałe wdrożyły w obraz ruchliwej Warszawy.
Operowanie wzrokiem po krajobrazie miejskim przerwały mi wibracje telefonu. Utrzymałam papieros w ustach, wyjmując urządzenie z zastanowieniem. Zmrużyłam powieki i dopatrzyłam na ekranie dobrze, a nawet bardzo dobrze znany mi numer. I wtedy zamarłam. Bo przecież dzwonił Michał Łasko. Sprawdziłam jeszcze raz ciąg cyfr i nie można było mówić o pomyłce, to na pewno on! W najmniej spodziewanym momencie. Złapałam się za głowę, czując narastający ścisk w żołądku.
- O kurwa. - wyszeptałam, depcząc czubkiem buta leżącego już na chodniku papierosa. Momentalnie wyprostowałam się.
Odebrać? Czy ja mam do cholery odebrać? Z resztą, po co dzwoni? Bezczelnie pragnie zburzyć mi mój plan dnia i humor. Boże kochany, zaraz zemdleję. Wewnętrzny głos rozsądku dziwnie milczał, jakby próbując na siłę zdać mnie na siebie samą. A później męczyć do późnej nocy wyrzutami sumienia. Szybko podjęłam decyzję, akceptowałam połączenie i przyłożyłam głośnik do ucha.
Najlepiej znany mi głos na świecie, najulubieńsza barwa, ton, dźwięk. Bez pudła rozpoznałabym go wszędzie.
- Oliwia?
Przywoływałam wszystkich znanych mi bożków i nerwowo obracałam zapalniczkę w dłoni, ze zmrużonymi oczyma dobierając słowa, które miałam zaraz wypowiedzieć. Tyle myśli kotłowało się w mojej głowie, ale nie mogłam się skupić zupełnie.
- Halo? - lekko zniecierpliwiony głos domagał się odpowiedzi.
- Jestem.
- Miło znów cię słyszeć.
I wtedy przed oczami przeleciały mi nasze wspólne chwile spędzane na hali, u mnie, u niego. Po każdej dłuższej rozłące zwykle trwającej nie dłużej niż dzień mówił to samo. Czasem szepcząc do ucha, niekiedy przypierając do ściany i całując, z taką nutką ciekawości, czy usta nadal mają ten sam smak. Zawsze umiał odciągnąć mnie od zajęć.
W głowie został mi szczególnie ten moment, kiedy pierwszy raz wyznał mi miłość - wracaliśmy wspólnie z hali i przy zgaszonym silniku, odsuniętych do połowy oknach auta, przez które do jego wnętrza wpływał zapach czerwcowego ogniska, lata i benzyny. Byłam zajęta szukaniem kluczyków do mieszkania, nawet przy odjeżdżaniu zrobiłam mu awanturę, że mi je schował i nie chce ich oddać. Długo po dotarciu na miejsce nie zorientowałam się, że stoimy i dopiero w momencie znalezienia zguby, z ogromnym uśmiechem na twarzy podniosłam wzrok - rozbawiona i zafascynowana twarz Michała wyrażała wszystko. Niby od niechcenia powiedział te słowa, traktował je jak rzecz codzienną. Ale nie ja.
Szybko się opamiętałam i przypomniałam sobie o rozmowie, kiedy poczułam łzy spływające po twarzy. Pociągnęłam nosem, rozklejając się zupełnie. Szloch rozdzierał moje serce na kawałki. Po raz kolejny wspomnienia rozpuściły moje bariery emocjonalne, podczas gdy obiecałam sobie, że nigdy więcej tego nie zrobią. Nawet nie spodziewałam się, że jestem tak słabą osobą.
Cisza po drugiej stronie przeciągała się, cierpliwie znosząc moją rozpacz. Nawet nie chciałam wyobrażać sobie, jak żałośnie musiałam wyglądać - wstydliwie ukryłam spuchnięte oczy i zasmarkany nos za dłonią, starając się uspokoić oddech. Wokół było słychać jedynie echo mojego jęku.
- Oliwia, proszę cię, nie płacz... Jeśli to nie jest dobry moment na rozmowę...
- Nie, jest w porządku. Kiedyś to musiało nastąpić. - przerwałam, ocierając mokre oczy rękawem. - Tylko, że nie mam za bardzo czasu, jestem w pracy.
- Rozumiem, z resztą Michał mi opowiadał. Gratuluję. - odparł dość wesoło Łasko, na co zareagowałam zagryzieniem warg. - Jesteś w Warszawie?
- Tak, ale za tydzień lecimy do Bułgarii.
Chwila ciszy zmartwiła mnie, gdyż Łasko zwykle jest wygadanym człowiekiem, umiejącym z każdym przeprowadzić rozmowę, ale przez ten rok dużo mogło się zmienić.
- Chciałbym się z tobą spotkać.
Westchnęłam, unosząc głowę do góry i masując coraz mocniej bolejącą skroń. Cholera, chciałam znów go zobaczyć i móc czuć go przy sobie, w głębi duszy tęskniłam za nim. Ja pieprzę.
- Przyjechałbyś? - zapytałam.
- Będę jutro. Zadzwonię, kiedy dojadę.
Uniosłam brwi, troszkę zaskoczona.
- W porządku.
Rozmawiało mi się z nim niezwykle trudno, jak już wspomniałam nie przywykłam do tego. Zachowywał się zupełnie inaczej, niż kiedyś. Był o wiele śmielszy i nieraz sprawiał, że na policzki wdzierały mi się rumieńce, bo tak potrafił zakręcić kobiecie w głowie. W tym momencie wyglądał na zdystansowanego, ale mogącego w każdej chwili przysunąć się bliżej. W głębi serca czułam, że mu wybaczyłam. Nie dlatego, iż pogodziłam się ze zdradą, ale powodem była chęć wrócenia do tego, co było wcześniej.
Zabawne. Jak mocno można kogoś kochać, aby odnaleźć siłę na budowanie wszystkiego od nowa?
Zrobiło się nieco zimniej, więc postanowiłam wrócić do środka. Poza tym dawno skończyła się moja przerwa.
- Jeśli to wszystko, to muszę już kończyć. - oznajmiłam, podnosząc się z ławki.
- Tęskniłem za tobą, Oliwia. Wiem, że to brzmi absurdalnie zważając na to, co zrobiłem, ale nie wyobrażasz sobie, jak trudno było mi bez ciebie funkcjonować. To był jak zimny kubeł wody, alarm.
Ta wypowiedź wrzuciła kolejne kilka kamieni na moje serce.
- Michał, to trudne. Naprawdę powinnam już iść.
- Jasne, do jutra.
Wyglądając jak renifer Rudolf wracający z rozdawania prezentów, z przymulonym humorem weszłam na halę. Akurat w chwili, gdy reszta miała przerwę. Przepraszająco uśmiechnęłam się do Anastasiego i zajęłam miejsce przy stoliku, który w połowie zajmował Olek i jego torba. W skupieniu przylepiał cierpiącemu Bartkowi kinotapy.
- Podmuchaj mu kolano, bo biedaka boli. - Bielecki ruchem głowy wskazał na leżącego siatkarza.
Kurek zdecydowanie wymusił uśmiech, a ja kucnęłam i ucałowałam bolącą część ciała.
- Gdzie byłaś tak długo? - Oskar nawet nie spojrzał na mnie zza laptopa. Dalej wkurzał się za te pliki.
- Zgubiłam zapalniczkę. - skłamałam.
Brat powąchał moje włosy.
- Ale jakoś sobie poradziłaś.
- Jestem już duża, nie wstydzę się poprosić o pomoc, wiesz? - Kuraś i fizjoterapeuta zareagowali śmiechem, w przeciwieństwie do Kaczmarczyka.
- To zajebiście. Bierz się do roboty.
Czując, że nie będzie z nim żadnej miłej rozmowy, posłusznie przejęłam od niego papiery i zaczęłam podliczać statystyki.
- To jak, możesz dzisiaj?
- Za wysokie progi na twoje nogi. - z satysfakcją spojrzałam na minę zbitego psa goszczącą na twarzy Zbigniewa Bartmana.
- Ale mnie nie odmówisz, co nie, Oliwka? - Winiarski zarzucił mi ramię na moje barki i wspólnie przemaszerowaliśmy przez drzwi wyjściowe.
- Zaśpiewaj mi "Cry Me A River" jeszcze raz, a pójdę za tobą w ogień!
Michał odkleił się ode mnie i zaczął grzebać w swojej komórce, by odnaleźć odpowiednią piosenkę Justina Timberlake'a, a Zbyszek dorównał mi kroku. Pomachałam Winiarowi na pożegnanie.
- Pomogłabyś mi dzisiaj? Jeśli masz czas. - na moją kpiącą minę, Bartman dodał - Serio mówię.
- No dobra, a o co chodzi? - zatrzymałam się przy parkingu.
- Asia ma niedługo urodziny, no a przy okazji również naszej rozłąki chciałem kupić jej jakieś fajne perfumy. A ty tak latasz cały czas i twój zapach się unosi, więc poczułem, że... - zaczął się gubić, na co roześmiałam się głośno - No ładnie pachniesz i już! To co, poradzisz mi coś?
- Byle szybko, bo jestem trochę zmęczona.
- Mów mi Kubica, baby. - poruszał brwiami i zaprowadził mnie do swojego auta.
Niepewnie popatrzyłam na siatkarza, gdy już odpalił silnik.
- Słuchaj... Wybaczyłbyś komuś zdradę?
Zdezorientowany Zbigniew zamyślił się, krzywiąc się w cierpkim uśmiechu.
- Czy ja wiem? Zależy, ale chyba tak. - przeniósł na mnie wzrok - A czemu pytasz?
- Bo właśnie to zrobiłam.
Nasze zakupy skończyły się trzy godziny później, po długiej wędrówce po drogeriach i perfumeriach. Namówiłam Zbyszka na małą buteleczkę o wielkiej cenie, co nie było trudne, zważając na jego samcze zamiłowanie do zapachów. Jego reakcja na zakupiony produkt była - cytuję - "ja pierdolę, jak ona ma tak pachnieć, to biorę całe wiadro!". Później zbłądziliśmy i zatrzymaliśmy się w restauracji na sushi zaproponowane przez atakującego. W drodze powrotnej, gdzieś na Krakowskim Przedmieściu, wydarł ode mnie poufne informacje dotyczące jutrzejszego spotkania.
- Ej, to zajebiście. Moim skromnym zdaniem to fajny facet, ale lepiej nie nadstawiaj rąk do bloku przy jego ataku, bo kości połamane. - cały rozemocjonowany opowiadał mi o moim byłym, którego, jak chyba nie zdążył zauważyć, znałam bardzo dobrze. - W ogóle, ta Włoszka, była przecież brzydka jak noc! Nie umywa się do ciebie! I prędzej, czy później, musielibyście się spotkać.
- Na przykład na Lidze Światowej.
Bartman pokiwał głową.
- Kurwa, co za kretyn. - syknął, machając ręką na wpychającego się przed niego kierowcę passata. Po chwili, uspokajając się, dodał - Wiesz, nie chcę ci głowy zawracać, ale masz drugiego adoratora.
Roześmiałam się, gratulując mu dobrego dowcipu.
- Więc przekaż mu, że musi trochę poczekać.
Widać było, że rozczarowany moją reakcją Zbyszek aż prosił - może nie dosłownie - by mógł podzielić się ze mną tym arcyważnym odkryciem.
- Błagam, powiedz, że chcesz wiedzieć kim on jest, bo zaraz mnie rozpierdoli.
Uważnie przyjrzałam się siatkarzowi, zaciskającemu wargi. Nie miałam najmniejszej ochoty zmierzać się z kolejnym problemem, który na pewno spędziłby mi sen z powiek. I dołożyłby wyrzutów sumienia, że jestem nieczuła, niemiła i brak mi empatii.
Westchnęłam, czując narastające napięcie.
- Mów.
- Bartek! - krzyknął ucieszony i pełen samozadowolenia.
- No i dlaczego się tak cieszysz? Tu jest nad czym płakać, Zbyszek. - pokręciłam głową i westchnęłam, chowając twarz w dłoniach. - Przecież będę musiała odesłać go z kwitkiem.
- Że co? Nawet o tym nie myśl! Przynajmniej nie teraz, przed wyjazdem. Jeszcze się załamie i odpadniemy w przedbiegach. - tłumaczył niespokojnie Bartman, wywrócony z równowagi moją reakcją.
- Nie martw się, ja w was wierzę. - posłałam mu szeroki niczym Wisła uśmiech. - A z Kurkiem sobie załatwię.
Podjechaliśmy pod blok, gdzie wysiadłam i zawiesiłam się na drzwiach czarnego samochodu siatkarza. Zbyszek odparł:
- Tylko żeby nie było, że nie wspominałem, że w trakcie trwania turnieju seks jest niedozwolony!
- Więc trzymaj swoje instynkty na wodzy, skarbie. - puściłam mu oko i rozstaliśmy się ze śmiechem.
Szeroki banan malał wprost proporcjonalnie wraz ze zbliżaniem się do mieszkania. Po pierwsze czekał na mnie obrażony Oskar, po drugie nie zasnę z powodu Łaski, a po trzecie będę umierać z nerwów i męczących myśli przez sprawę z Bartkiem. Gdybym wiedziała, że moje życie tak się skomplikuje po przyjęciu tej pracy, zostałabym opiekunką do dzieci.
***
Męczyłam się okropnie przy pisaniu tego rozdziału. Tworzenie go zajęło mi półtora tygodnia. Moje miasto było organizatorem Mistrzostw Polski Juniorów w siatkówce i nie mogłam się nudzić. Spóźnione życzenia na święta muszą być, więc mam nadzieję, że przeżyliście je każdy na swój ulubiony sposób, że nie nażarliście się tak jak ja (umieram) i daliście radę mimo pogody!
A czego możecie życzyć mnie? Najlepiej zwycięstwa Asseco Resovii w finałowych meczach PlusLigi, bo to jedyne, czego do szczęścia mi brakuje. Jako prawie-Rzeszowianka pragnę widzieć uśmiechnięte twarze kibiców na ulicy. I siatkarzy!
Pozdrawiam.
Jastrzębie nie gra w finale, więc mogę Ci tego życzyć :) no a co do rozdziału, to kurde mać, Łasko zawsze będzie dla mnie tym dobrym, nieważne co zrobi. swoją drogą Zbyszek jest tu bardzo sympatyczny :)
OdpowiedzUsuńteraz nie waż mi sie ociągać! asdfghjklkjhgfdsa chcę wiedzieć do dalej! btw kocham Twojego Zbyszka, mój Zbyszek wariuje, do reszty, zresztą zapraszam dziś na lekturę bo nie ma opcji bym dziś nei umieściła
OdpowiedzUsuńNa serio Oliwia wybaczyła Michałowi i to po takiej jednej rozmowie? Jestem w szoku! Zbyszek mimo tych swoich tekstów nadawałby się chyba na przyjaciela :)
OdpowiedzUsuń